• Strona główna
  • Czasami trzeba zaryzykować. Wywiad z Michałem Piernikowskim, dyrektorem...

Czasami trzeba zaryzykować. Wywiad z Michałem Piernikowskim, dyrektorem Łódź Design Festival

30 sierpień 2023  

Produkują wystawy, realizują wydarzenia z ekspertami z branży, przeprowadzają warsztaty. Prezentują młodych twórców, wspierają młode biznesy, integrują teoretyków z praktykami. Co roku komentują trendy, pokazują nowe pomysły i mówią nam o tym, co już za chwilę będzie codziennością. O Łódź Design Festival, który należy do czołówki polskich wydarzeń poświęconych szeroko rozumianemu projektowaniu, opowiada Michał Piernikowski, dyrektor festiwalu.

Zofia Malicka: Kolejna edycja Łódź Design Festival za nami. Czy emocje już opadły?

Michał Piernikowski: Tak naprawdę to wciąż opadają. Festiwal jest dla nas zwieńczeniem całego roku pracy. Tuż po wydarzeniu następuje czas refleksji i podsumowań zarówno sukcesów, jak i porażek, dyskutujemy o tym, co możemy zrobić lepiej, a z czego zrezygnować. To również etap rozmów z osobami zaangażowanymi w tworzenie festiwalu i planowanie kolejnych edycji – w zasadzie to już reguła, że dość szybko po zakończeniu myślimy zarówno o kontynuacji pewnych projektów, jak i o tematach dotyczących partnerów, z którymi również pracujemy w trybie całorocznym.

Z.M.: Jakbyś miał wybrać jeden, najważniejszy temat programu ostatniej edycji, to co by to było?

M.P.: W tym roku bardzo ważna dla nas była tematyka miasta idealnego, a temu, co mogliśmy zobaczyć na głównej wystawie „Futuropolis”, towarzyszyło wiele dodatkowych działań. Nagrywamy właśnie ostatnie odcinki podcastu o mieście i pracujemy nad publikacją poświęconą miejskim zagadnieniom. Zagłębiamy się ponownie w idee, które poruszaliśmy na festiwalu i to jest, nie ukrywam, wielka przyjemność. Od kilku lat staramy się również, aby podczas wydarzenia nie tylko prezentować inicjatywy, ale doprowadzać do ich wdrożenia.

Z.M.: Na czym skupiacie się w takich realizacjach?

M.P.: Najistotniejsze są dla nas działania poprawiające jakość przestrzeni miejskich i mamy szereg takich dokonań w naszym festiwalowym portfolio. Kilka lat temu we współpracy z łódzkimi twórcami przygotowaliśmy projekt „PRZY/STAŃ”, w ramach którego trzy witryny lokalnych rzemieślników zostały na nowo zaprojektowane i odświeżone. Zajmowaliśmy się również wątkami zielonymi – stworzyliśmy ogrody deszczowe w podwórku przy Piotrkowskiej oraz pływającą, hydrofitową wyspę oczyszczającą wodę w jednym z poprzemysłowych zbiorników na Księżym Młynie. Dzięki współpracy z Łódzkim Centrum Wydarzeń oraz Ceramiką Paradyż – jednym z partnerów festiwalu – w centrum Łodzi powstał unikalny w skali Polski mural ceramiczny „State of Mind”, zaprojektowany przez Bartka Bojarczuka. Z kolei na dworcu Łódź Fabryczna można skorzystać z ławki projektu Izabeli Bołoz z ilustracją Kasi Boguckiej „Relaks w Łodzi”, która jest dostosowana do osób w każdym wieku i z różnymi możliwościami ruchowymi.

Z.M.: Wróćmy jeszcze na chwilę do wniosków i refleksji po Łódź Design Festival 2023. Co według Ciebie było największym sukcesem festiwalu?

M.P.: Ogólna refleksja jest taka, że jesteśmy w momencie zmiany. W tej edycji często sięgaliśmy do tematów już wcześniej przez nas poruszanych. To duża satysfakcja zobaczyć, że zagadnienia, na których skupialiśmy się w ubiegłych latach, trochę prognozując, trochę zachęcając do refleksji nad konsekwencjami zachodzących zmian, znalazły zwieńczenie w teraźniejszości. Ważną osią łączącą tegoroczne projekty było skupienia się na przyszłości, interpretowanej zgodnie z hasłem festiwalu „Future Perfect”. To połączenie zaowocowało dobrym przyjęciem zarówno cyklicznie realizowanego i niezmiennie popularnego „Archibloku”, prowadzonego przez Filipa Springera, jak i głównej wystawy „Futuropolis”, przygotowanej przez nasz zespół pod przewodnictwem debiutującej w roli kuratorki Katarzyny Ludwisiak. Świetnie recenzje zebrała też wystawa „More Less”, która była refleksyjną ekspozycją o architekturze, przygotowaną przez Katarzynę Waloryszak i Marcina Waloryszaka z Pracowni MAKAA. Bardzo podobała się również kolejna odsłona naszego projektu „Słownik łodzianizmów”, który już od kilku lat jest okazją do zapoznania się z historią i specyfiką Łodzi. W tym roku na tapet wzięliśmy „Miejskie Legendy” i poznaliśmy opowieści o herbie miasta, Ślepym Maksie czy Pannie Piotrkowskiej. Te trzy wystawy przygotowane pod kątem potrzeb różnych odbiorców, zarówno pod względem wieku jaki i kompetencji, były interaktywne, multimedialne, angażujące. I tak się składa, że były to moje ulubione tegoroczne prezentacje.

Z.M.: Wystawy na Łódź Design Festival to nie tylko idee, ale też konkretne produkty czy obiekty.

M.P.: Wiele ciepłych słów usłyszeliśmy o połączeniu w jednej przestrzeni wystawy prezentującej produkty wyróżnione przez radę ekspertów w ramach plebiscytu „must have” oraz ekspozycji „Kolekcje”, przygotowanej przez Aleksandrę Koperdę z Hygge Blog, która poświęcona była emocjonalnemu znaczeniu przedmiotów, które kolekcjonujemy, lubimy, odczuwamy żal po ich stracie. To ciekawe zestawienie tego, co współczesne, nowe, wpisujące się w aktualne potrzeby użytkowników, z próbą odpowiedzi na pytanie, dlaczego w ogóle pożądamy przedmiotów, co w nich tak nas ciekawi. Jednym z najciekawszych dla mnie obiektów był zaprezentowany na wystawie Człowiek Plus „Trzeci Kciuk” projektu Dani Clode, czyli specjalna augmentacja, poszerzająca możliwości naszych dłoni poprzez dodanie mechanicznego, dodatkowego palca. Takie projekty sprawiają, iż otwieramy się na nowe, wcześniej często niewyobrażalne możliwości leczenia czy też ulepszania nas samych.

Z.M.: Wspomniałeś o must have, plebiscycie, który jest jednym z filarów festiwalu. Drugim niewątpliwie jest konkurs make me!. Wśród nagrodzonych w tym roku wyraźnie widać reakcje na wydarzenia na świecie. Główną nagrodę zdobył projekt opaski uciskowej, czyli przedmiotu ratującego życie.

M.P.: Według mnie ta edycja make me! była przełomowa. To mój ulubiony punkt festiwalu. Jak mantrę powtarzam myśl przewodnią stojącą za konkursem i wystawą: możemy tu zobaczyć projekty, które będziemy kupować i korzystać z nich za kilka lat. To są prace młodych, początkujących projektantów, którzy naprawdę chcą stworzyć coś dobrego, bez konieczności dopasowania się do obecnej sytuacji rynkowej.

Z.M.: Co w takim razie można wyczytać z make me! o aktualnych trendach w projektowaniu?

M.P.: Od kilku lat konkurs make me! pokazuje, że nie chodzi już tylko o to, żeby coś było jedynie estetyczne – to z pewnością do tej pory był duży komponent myślenia o projektowaniu, kojarzonym przede wszystkim z wytwarzaniem rzeczy do wnętrz, które dobrze wyglądają w mediach społecznościowych. Oczywiście nie ma nic złego w estetyzacji przedmiotów i w tym, by produkty, które realnie są pomocne, były przygotowane w sposób atrakcyjny wizualnie, żeby funkcja szła w parze z formą. Jednak myślenie projektantów przesuwa się powoli w kierunku tworzenia rzeczy, które przede wszystkim świetnie działają i mają swoje konkretne zastosowanie, a jednocześnie uwzględniają zachodzące na świecie zmiany. Projektanci coraz częściej rozpatrują projekty w sposób systemowy – biorą pod uwagę cykl życia przedmiotów „od kołyski do kołyski” i nie pomijają kontekstu ich użytkowania. Do tej pory często tego brakowało.

Z.M.: Czy coś szczególnie przykuło twoją uwagę?

M.P.: Dla mnie tegoroczna edycja make me! była wyjątkowa, bo z jednej strony pokazała bardzo aktualną tematykę sztucznej inteligencji – po raz pierwszy w konkursie znalazły się produkty zaprojektowane we współpracy z AI („Me, myself, AI” Jana Wilczaka). Według mnie to jest prawdziwy znak czasu, projekt wybiegający w – coraz bliższą – przyszłość. Z drugiej strony szczególnym tematem była wojna w Ukrainie i konkretne rozwiązania funkcjonalne, odpowiadające na wyzwania, które do niedawna w naszej części świata traktowaliśmy jako kwestie już minione. Niezwykła była w tym roku ogólna świadomość, że nie wszystko wygląda pięknie i idealnie, że czasami rzeczywistość zmusza nas do projektowania rzeczy, których projektować byśmy nie chcieli.

Z.M: Siłą Łódź Design Festival od dawna jest to, że łączy zainteresowania ekspertów z różnych dziedzin projektowania i architektury, integruje zarówno praktyków, jak i teoretyków, dzięki czemu jest dla branży czołowym festiwalem w Polsce. Jak wyglądała droga do stworzenia tak profesjonalnego wydarzenia?

M.P.: Dziękuję za miłe słowa i mam nadzieję, że faktycznie tak jest. Chyba muszę być trochę górnolotny i odwołać się do naszej misji oraz założeń, które nam przyświecają. Od zawsze staramy się myśleć krytycznie o festiwalu. Czasami to bywa trudne, bo zarówno widzowie, jak i partnerzy, niekoniecznie są zainteresowani tym, aby poruszać trudne zagadnienia czy kwestionować obowiązującą narrację. A dla nas to jest naprawdę ważne – poruszane przez nas tematy traktujemy serio. Aktualnie jesteśmy świadomi, że bardzo istotną kwestią jest kryzys klimatyczny, więc zależy nam, żeby nie ulegać greenwashingowi, nie prezentować i nie promować produktów, które tylko udają, że pomagają planecie. Zaznaczam, że to nie jest łatwe, bo nawet nasze konsumenckie przywiązania i myślenie o tym, co może być ekologiczne, a co nie, często są mylne. Chcemy tego unikać, dlatego od samego początku stawiamy na pracę z ekspertami i specjalistami, którzy dysponują odpowiednią wiedzą i są wiarygodni. Zdarza się, że aby sprzedać produkt, projektant uwodzi odbiorcę i trochę nagina prawdę. Nam zależy na tym, aby tego unikać – projektowanie powinno być szczere i otwarte. Chcemy prezentować rzeczy, które rzeczywiście działają. Victor Papanek mówił, że projektować trzeba dla ludzi, którzy tego potrzebują – to ogromne wyzwanie.

Z.M.: Ale projektowanie to całe spektrum rzeczy – od luksusowych i pięknych, wzbudzających zachwyt, po obiekty krytyczne, które mają nas zmuszać do myślenia.

M.P.: A my w tym wszystkim oddajemy głos ekspertom i mówimy „sprawdzam”, żeby realistycznie te rzeczy oceniać. Staramy się też pokazywać inicjatywy, które mają podłoże naukowe. To nie znaczy, że nie pozwalamy sobie na pewne ryzyka i nie pokazujemy projektów czy produktów, które niekoniecznie muszą wejść do produkcji. Mówimy „OK, to jest bardzo fajny kierunek, wydaje nam się, że jest to dość ciekawe, ryzykujmy, dajmy szansę, zbadajmy”. Przykład, który często podaję, to projekt „SCOBY”, idea stworzenia opakowania z jadalnego materiału – prezentowany na wystawie make me! jako praca krytyczna, z pogranicza wzornictwa i projektu artystycznego. Przyznanie mu nagrody, wywołało dyskusję podważającą jego zasadność – bo po co, to nie jest wydajne, bo ekonomia tego nie przyjmie, przecież to zbyt drogie, plastik jest tańszy itd. Minęło kilka lat i okazało się, że projekt nie tylko rzeczywiście pozwalał wejrzeć w to, co się będzie działo za jakiś czas, ale że funkcjonuje obecnie jako bardzo obiecujący, doceniany na całym świecie start-up MakeGrowLab. To pokazuje, że czasami trzeba zaryzykować. Komunikujemy to wprost – mówimy, że nie mamy potwierdzenia, że dany projekt wymaga badań, sprawdzenia w jaki sposób będzie działał, ale mamy nadzieję, że jest tak, jak deklarują twórcy, ponieważ widzimy potencjał. I to chyba jest wielką zaletą naszego festiwalu – otwartość, skłonność do zmian, do poprawiania swoich błędów. Nie było nigdy dwóch takich samych edycji i to też jest nasz wyznacznik – nie przestajemy eksperymentować.

Z.M.: I bardzo dobrze Wam to wychodzi. W tym roku odbyła się już siedemnasta, jak zawsze ciekawa i wartościowa edycja. Za rok pełnoletność wydarzenia. Kto za nim stoi? Ile osób pracuje na Wasze sukcesy? Co robicie, żeby nie tracić świeżości i przede wszystkim zapału?

M.P.: Zespół tworzący festiwal ulega zmianom i to też jest naszą siłą. Trzon stanowi kilka osób, ale mamy wielu stałych współpracowników i partnerów. Program festiwalu przygotowujemy razem, każdy może coś od siebie dodać, zasugerować. Bywa też tak, że brakuje nam energii, wtedy nowe osoby są ogromnym wsparciem – wnoszą powiew świeżości. Przede wszystkim jednak po prostu lubimy to, co robimy, to jest świetna praca, mimo że – nie ukrywam – wiąże się z nią wielki stres i ogromny nakład pracy. Tworzenie festiwalu jest ogromnym wyzwaniem, ale też fascynującym procesem, więc chyba wszyscy myślimy o sobie jako o szczęściarzach. To praca, która pozwala nam obserwować zachodzące na świecie zmiany, spotykać się ze wspaniałymi ludźmi. Przyjemność związana z zajmowaniem się takim tematem jest sporym motywatorem, który pozwala nam utrzymać energię.

Z.M.: Macie jakieś sprawdzone metody poszukiwania inspiracji?

M.P.: Jeździmy na różne wydarzenia czy festiwale, nie tylko branżowe, jesteśmy również częścią kilku międzynarodowych sieci, m.in. World Design Weeks, więc mamy szansę wymieniać się doświadczeniem z partnerami z całego świata. Co roku zajmujemy się też jakimś dodatkowym tematem poza festiwalem, np. organizujemy projekty dotacyjne dla początkujących przedsiębiorców, współpracujemy z wieloma instytucjami miejskimi. Aktualnie prowadzimy działania wokół wystawy „Antropocen”, którą gościmy w Akademickim Centrum Designu dzięki współpracy z Narodowym Instytutem Architektury i Urbanistyki. Organizujemy konferencję Architektura Klimatyczna – projektowanie w czasach antropocenu. Zostaliśmy również partnerem międzynarodowego projektu badawczego PALIMPSEST, finansowanego przez Horyzont Europa w ramach programu Nowy Europejski Bauhaus – inicjatywy Unii Europejskiej, poświęconej tkance miejskiej i rewitalizacji przestrzeni miast. Próbujemy wypracować nowe rozwiązania i modele działania dla architektury i projektowania, bardziej ekologiczne i odpowiedzialne społecznie. To wszystko pozwala nam wychodzić trochę z naszej bańki, co współcześnie jest trudne i stawiać czasami na tematy kontrowersyjne. Cieszymy się, że element zderzenia z czyjąś opinią, z którą np. na początku się nie zgadzaliśmy, jest doświadczeniem pomagającym nam cały czas się zmieniać, adaptować, być otwartym. Takie mechanizmy mamy zakodowane w festiwalu.

Z.M.: Na początku rozmowy powiedziałeś, że ruszyły już prace nad kolejną edycją. Czy macie wybrany temat przewodni?

M.P.: Mamy kilka pomysłów, które analizujemy. Na razie bardziej skupiamy się na tym, co zmienić w sposobie organizacji wydarzenia. Z ostatecznym wyborem hasła przewodniego zwlekamy jak najdłużej, aby tematyka festiwalu była świeża i możliwie najbardziej odpowiadała na aktualne wyzwania. Śledzimy zmiany związane z wykorzystaniem sztucznej inteligencji, widzimy, że na znaczeniu zyskuje zagadnienie bezpieczeństwa, na pewno wciąż będziemy poruszać się wokół tematyki miejskiej – to megatrendy, które są stałe. Liczymy też, że coś nas jeszcze zaskoczy, że będziemy mogli odwołać się w haśle przewodnim przyszłorocznej edycji do ważnego wydarzenia, a może do pozytywnej zmiany, która zajdzie w świecie.

Z.M.: Warto zatem podkreślić słowo pozytywna…

M.P.: Zdecydowanie tak. Są momenty przytłaczające nas wszystkich, ale mimo złych rzeczy, które dzieją się na świecie, myślę, że warto pozostać realistą, bo choć przyszłość może nie będzie wspaniała, bo ostatecznie nic nie jest w 100% idealne, to jednak krok po kroku, również dzięki pracy projektantów, architektów i wszystkich osób twórczych, nasz świat może się zmieniać na lepsze.

 

Łódź Design Festival 2023 powstał przy udziale Łódzkiego Centrum Wydarzeń i miasta Łódź. Sponsorami wydarzenia byli także Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Interprint, Geberit i Cosentino.

REKLAMA:
REKLAMA:
REKLAMA: