• Strona główna
  • Dom i biuro krakowskiej architektki wnętrz Agnieszki Brzostek to hołd złożony...

Dom i biuro krakowskiej architektki wnętrz Agnieszki Brzostek to hołd złożony przedmiotom z drugiej ręki.

2 styczeń 2023  

Pierwsze były fotele kinowe z Berlina. Potem lampa z Paryża, rower z Włoch i drewniana rama stacji drogi krzyżowej, taki polski akcent. Dom pod Krakowem znalazła tak samo, jak przedmioty zbierane przez lata na pchlich targach. Z drugiej ręki. Pasował idealnie, aby wypełnić go własną wizją życia w stylu vintage.

Projekt domu „Emil” można było kupić od ręki, z katalogu gotowych projektów, w którym każdy na swoją nazwę. Jego prostota i dostępność skusiły wielu do realizacji wymarzonego domu w oparciu o ten sprawdzony gotowiec. Przez blisko pół wieku takimi właśnie gotowcami, szybko i dość tanio zapełniał się krajobraz polskich wsi i powiatów. Tak powstał również Emil House, w którym poprzedni właściciele spędzili blisko półtorej dekady. W nim z kolei krakowska projektantka dostrzegła potencjał możliwości i zmian.

 

A co, gdyby niemodnie odzianego, źle uczesanego przeciętniaka poddać metamorfozie? – pomyślała. Postanowiła zrobić z niego ubranego w odzież vintage lwa salonów. Tak zrodził się projekt Emil House 2.0, który dla siebie przygotowała Agnieszka Brzostek, prowadząca w Krakowie autorską pracownię AB Concept Design, specjalizującą się w projektach wnętrz hoteli, domów i apartamentów.

 

Wcześniej przez lata jako główny projektant tworzyła kolekcje dla jednej z dużych korporacji, wspólnie z przyjaciółką powołała również do życia markę ubrań „If”. W końcu jednak projektowanie odzieży zamieniła na wnętrza; i choć na co dzień tworzy bardziej w stylistyce Haute Couture dla siebie chciała coś bardziej vintage. Znalazła to w podkrakowskiej Dolinie Kluczwody, która uchodzi za jedną z najpiękniejszych w Małopolsce.

– Zakochałam się w tym miejscu – mówi bez ogródek. - Chciałam udowodnić, że dom katalogowy nie musi być nudny, że można go zmienić w przestrzeń oryginalną, pełną przestrzeni i światła, intrygującą i oryginalną – podkreśla projektantka.

Z zewnątrz Emil zmienił się bez wyraźnej ingerencji w pierwotną formę. Zyskał jedynie większe przeszklenia oraz drewniany pancerz wykonany z gontu modrzewiowego. To zresztą zdradza kolejną miłość Agnieszki – góry. Dom jest bowiem połączeniem nowoczesności ze sztuką regionalną Małopolski i Podtatrza.

Z kolei wewnątrz zagubiona pierwotnie w mnogości mniejszych pomieszczeń przestrzeń, odnalazła się w formacie nowoczesnego open space-u. Wszystkie ściany konstrukcyjne poza elewacyjnymi zastąpiły stalowe belki, malowane na czarno, eksponowane i wsparte na surowych, żelbetowych słupach. Podłoga wykonana z włoskich spieków lastriko korespondować ma z surowymi betonowymi sufitami.

Przy wejściu stanął rząd foteli kinowych. Zanim tu trafiły przebyły długą drogę: z Belgii do Holandii, a stamtąd na pchli targ do Berlina, to miasto Agnieszka traktuje zresztą jak swój drugi dom. Miały zniszczoną tapicerkę, jednak projektantka zdołała je odnowić (dziś obicia są musztardowe z fluo-złotymi nogami oraz ramą). Za przeszkloną, mleczną ścianą z dużymi drzwiami kryje się… pokój rowerowy. Świątynia dwóch kółek, to bowiem druga po wnętrzach pasja Agnieszki. Wszędzie rowerowe akcenty, na półkach pamiątki, w rogu książki, kolarskie czapeczki i wełniane trykoty, ale w oczy rzuca się rama roweru Bianchi, model Stelvio w kolorze Celeste. To pozostałość rzadkiego, jubileuszowego okazu jednośladu zakupionego w małym sklepiku pod toskańskim Montepulciano. Na niej Agnieszka pokonywała pierwsze kilometry ucząc się kolarstwa szosowego. Na niej również zdobywała pierwsze monumentalne podjazdy Dolomitów i Alp, w tym słynną włoską przełęcz Stelvio, od której rama zyskała nazwę.

Meble w części kuchennej, którą wyznacza wyspa, wykonane są ze stali szczotkowanej. Płytki na ścianie to Diesel Living inspirowane szprosowymi przeszkleniami budynków fabrycznych. Ceramiczna mozaika imituje fakturę szkła zbrojonego, spękanych szyb, a wszystko osadzone w stylizowanych na nieco pordzewiałe, aluminiowe ramki. Sama wyspa z pięknym dębowym blatem przypomina rzeźbę wykonaną na zamówienie z surowej stali walcowanej, podobnie zresztą jak drzwi wejściowe.

Przy drzwiach, na ścianie wisi stalowe „Rondo” Oskara Zięty, korespondujące ze stojącym vis a vis krzesłem „Origami”. To projekt dyplomowy, zaprojektowany przez Agnieszkę, a wykonany z aluminium. Dalej szafka muzyczna w stylu lat 50-tych również jej autorstwa. Zrealizowana w starym stylu z płyty stolarskiej, forniru z politurą na szelaku mieści kolekcję płyt winylowych, które Agnieszka przywozi z podróży podobnie jak meble. 

Są też nowe akcenty w tym stół konferencyjny projektu Karima Rashida, ale żeby go tam postawić, część tarasu Agnieszka musiała obudować szkłem, zyskując dodatkową przestrzeń, którą w razie potrzeby można odciąć od reszty lnianymi zasłonami na szynie. To jej miejsce pracy. Tu na co dzień projektuje i spotyka się z klientami. To jej home-office, choć jak sama żartuje, ma własną scenę teatralną, i coś w tym jest.

Ta przestrzeń to teatr wspomnień, w którym główną rolę odgrywają przedmioty z drugiej ręki. Lampa Jielde (ikona francuskiego dizajnu) przywieziona w dwóch częściach w bagażu podręcznym z Paryża. Z kolei ze stolicy Niemiec przyjechał tu stolik w oryginalnej, kielichowej formie, wykonany z włókna szklanego - dawniej z niego robiono meble, ale z czasem wyparł je plastik. Ten eksponat odnowiła własnoręcznie, warstwa po warstwie zdzierając powłoki starych farby nakładane nań przez kolejnych właścicieli.

 

Aranżacja tego wnętrza zasadza się na prostej dychotomii: otwarty parter z przewagą betonu, bieli i szarości (ta przestrzeń służy pracy, spotkaniom i ekspozycji obrazów i fotografii oraz sztuki użytkowej) i piętro, prywatne i przytulne wykonane w większości z ciepłych materiałów. Ten mezalians wyszukanego (dosłownie) designu ze sztuką ludową połączyły nadwieszone schody, oblicowane płytkami wielkoformatowymi. Wrażenie ich lewitacji podbija gruba tafla czarnego szkła osadzonego w przesuwnym włazie prowadzącym do piwniczki na wina, czasem jednak dojrzewa w niej również miód i przetwory.

- Cieszę się, że mogę pracować i żyć w takim środowisku. Każdego dnia, kiedy schodzę do biura przepełnia mnie energia tego miejsca, a bliskość natury, która jest tu dosłownie na wyciągnięcie ręki szybko tonuje każde, nawet najbardziej nerwowe sytuacje zawodowe – pointuje architektka.

FOT: Paweł Ulatowski