• Strona główna
  • Architekt wnętrz Jan Sikora zdradza, jak wygrywać międzynarodowe konkursy...

Architekt wnętrz Jan Sikora zdradza, jak wygrywać międzynarodowe konkursy architektoniczne

8 grudzień 2022  

„Ważna jest wizja, należy się zawsze starać i po prostu ciężko pracować” – o tym jak wygrywa się międzynarodowe (i nie tylko) konkursy architektoniczne opowiada prof. Jan Sikora, właściciel pracowni Sikora Wnętrza i zdobywca wielu prestiżowych nagród na globalnej scenie projektowej. W samym 2022 roku pracownia zdobyła ich aż 9!

Spektakularny sukces na międzynarodowej arenie odniósł w tym roku jeden z Pana ostatnich projektów - salon Sylwii Gaczorek. Podobno zebrał on liczne prestiżowe nagrody - jakie?

Jan Sikora:
To jest kilka ważnych nagród. Pierwsza to jest Arch Design Award 2022. Tu dostaliśmy złoty medal ex aequo  z nową siedzibą Google w Madrycie. Dostaliśmy też pierwszą nagrodę w World Design Award 2022, równie prestiżowym konkursie. Są też inne, jak drugie miejsce w konkursie Rethinking The Future czy trzecia nagroda w konkursie International Architecture& Design Awards 2022. Pozostałe nagrody to m.in. Loop Design Award i DSM Awards, gdzie dostaliśmy wyróżnienie. Tego jest naprawdę dużo, co nas bardzo pozytywnie zaskoczyło.

Dziewięć międzynarodowych nagród w ciągu zaledwie jednego roku to naprawdę imponująca liczba. Czy ma Pan patent na wygrywanie? Czy istnieje jakaś złota zasada, która zapewnia sukces? Może Pan zdradzić, jak zdobywa się nagrody?

 

J.S.:  Myślę, że przede wszystkim istotny jest cel, jaki stawia sobie projektant. W moim przypadku wszystko zaczęło się od pomysłu na pracownię, która skupia się na wnętrzach o bardzo unikalnym i artystycznym charakterze. To jest w naszym zespole najistotniejsze - tworzyć projekty przyciągające uwagę, mające w sobie nutkę szaleństwa. Dla przykładu, wspomniany już salon Sylwii Gaczorek, był odważnym przedsięwzięciem - co zawdzięczamy także samej inwestorce, która obdarzyła nas zaufaniem i na to szaleństwo pozwoliła. W konkursach światowych docenia się oryginalność, innowacyjność, szuka się czegoś, co jest progresywne. Poświęcamy też sporo czasu, aby dopracować nasze projekty pod kątem fotograficznym. Bywa, że spędzamy kilka godzin w pracowni, aby znaleźć konkursy, wczytać się w regulaminy, zgłosić projekty w terminie, opisać je. To dość czasochłonne. Sekret może polegać na tym, aby przyjąć tę cześć zaangażowania jako codzienność przy innych pracach projektowych. Kiedy tylko pojawia się przestrzeń do rozwoju w pracowni, warto z niej skorzystać.

Ten rok nie należał do najłatwiejszych - także dla branży projektowej. Jak udało się znaleźć przestrzeń na rozwój i konkursy?

J.S.:  To prawda. Gdy nastały czasy niepewne, podyktowane nieszczęśliwą wojną u naszych sąsiadów, można było obrać dwie strategie. Albo poddać się, przygnębić i walczyć jedynie o przetrwanie, albo przejść do „kontrataku” i podejść do rozwoju konstruktywnie. Bardzo nas to scaliło jako zespół - wspólne działanie na rzecz Ukrainy, cotygodniowe spotykania w punkcie zbiórki i pakowanie, segregowanie paczek, także u nas w pracowni był punkt zbiórki. Robiliśmy coś dobrego, zarazem budowaliśmy jedność jako zespół, a gdy przyszedł czas na pracę - ze wzmożoną siłą podchodziliśmy do wyzwań projektowych. To była taka nadzieja - jesteśmy razem, robimy coś dobrego, dajemy z siebie wszystko. I mimo że czasy nadal są niepewne, my poczuliśmy oddech w kwestii projektowej. Spodziewaliśmy się, że obecnie tych zleceń może być mniej - wiec zainwestowaliśmy w konkursy. Kosztem czasu, zmiany strategii, ale i pieniędzy. Okazało się, że był to strzał w dziesiątkę.


Czy te nagrody przyniosły już pracowni jakieś wymierne korzyści?

J.S.:  Tak. Podpisaliśmy umowę z międzynarodową agencją z Australii, która „opiekuje się” naszymi projektami na świecie. Dzięki temu mieliśmy ostatnio okładkę w Danii, publikacje w USA czy Archello przyznało naszemu projektowi tytuł „BEST OF 2022”. Działamy też nad dużym projektem na Karaibach.

Czym jest dla Pana udział w konkursach? Jak wygląda proces przygotowywania się do niego?

J.S.:  Zawsze zaczynamy od wiary w siebie i chcemy sięgnąć najwyżej. Obecnie na rynku komunikaty wizualne odgrywają bardzo istotną rolę, także w obszarze projektowym. Obserwując różne media społecznościowe widać, jak słabej jakości komunikaty wizualne dotyczą stricte twórczości. Brakuje mi tam dobrych, inspirujących materiałów. Odnoszę wrażenie, że każdy chce „pokazać siebie”, a te (dla mnie) wartościowe treści się gdzieś gubią między postami. Według mnie jest sporo miejsca i możliwości, aby tak rozwinięte medium wykorzystać do tego, by mówić o pięknie, estetyce, o twórczości. Podejść do tego poważnie i szczerze - skoro już nasza społeczna uwaga przenosi swoje zainteresowania do mediów. Uznaliśmy, że skoro „jest tyle do zrobienia” w przestrzeni internetowej, to dlaczego z tego nie skorzystać? Chcielibyśmy, aby nasze projekty niosły pewne innowacyjne pomysły estetyczne, może trochę edukowały, trochę inspirowały, może przyciągały uwagę (odciągając ją od codziennego contentu). Aby tak się stało, wnętrza, które tworzymy muszą mieć poziom - być unikalne, wysokiej jakości, dopracowane. Tutaj jest właśnie miejsce na konkursy - które żyją w przestrzeni internetowej. Tylko w taki sposób możemy dotrzeć „dalej”, możemy rozwijać się globalnie.


Która z otrzymanych nagród jest szczególnie bliska Pana sercu? Albo przełomowa dla Sikora Wnętrza?
J.S.: 
Te nagrody, które dostawaliśmy w Polsce, jak Nagroda Architektoniczna Polityki i Bryła Roku, to było kilka lat temu. Były to nagrody, które na tamten czas swoją rangą onieśmielały i dawały do myślenia - czy na pewno na nie zasłużyliśmy? To były nasze początki i bardzo dużo pomogło nam szeroko pojęte szczęście. Byliśmy trochę jak muzyk, który nagrał utwór i nie spodziewał się w ogóle, że za chwilę jego piosenka będzie hitem radiowym. Takim naszym hitem była Stacja Kultura w Rumi. Zdarza się jednak, że tacy piosenkarze później przepadają i ich kariera kończy się na singlu. Nie umieją tworzyć metodycznie, a główną składową ich sukcesu było tylko to szczęście. Bardzo nie chciałem, żeby z nami tak się stało. Dlatego następne lata poświęciliśmy głównie na rozwój. To było 10 lat takiej pracy u podstaw, żeby zbudować biuro.

Tamte nagrody były niezwykle ważne jako punkt wyjścia. Te obecne jednak są dla mnie ważniejsze. Są pewnym sprawdzianem dojrzałości. A fakt, że dostaliśmy ich tyle w tym jednym roku, jest dla mnie niesamowicie budujący. Wśród nich szczególnie mi bliską nagrodą jest właśnie Arch Design Award, która została wręczona w Helsinkach. Jestem niezwykle dumny z tego osiągnięcia, dlatego że bezpośrednio na podium, koło nas, są po prostu „tytani”. My dostaliśmy złoto za salon Sylwii Gaczorek, a obok jest siedziba Google, stworzona przez bardzo dużą firmę architektoniczną. Obok, niżej w ocenie, jest metro w Chinach. Mam wrażenie, że jest tam cała śmietanka architektoniczna i projektowa świata - przynajmniej dla mnie to są ogromne projektowe autorytety. Ta nagroda to dla mnie dowód, że „kto nie ryzykuje, ten nie ma”. Ryzykiem był czas, wysiłek i ciężka praca, jaką włożyliśmy w projekt, ale i konkurs. To jest efekt przede wszystkim pracy całego zespołu, a nie łut szczęścia. To jest coś, co myśmy sobie zaprojektowali (ten rozwój), i coś, co po prostu okazało się możliwe do zrealizowania. Tak więc warto wyznaczać sobie takie cele, wierzyć w siebie.

 

Wielu młodych projektantów, ale też wziętych architektów wnętrz i pracowni projektowych nie zgłasza swoich projektów do konkursów architektonicznych. Być może niektórzy boją się porażki, albo zakładają, że mając dużo zleceń są już w miejscu, w którym chcą być. Dlaczego warto jest jednak startować w konkursach?

J.S.:  Przede wszystkim warto zawsze mierzyć wysoko i mieć wizję rozwoju. Nie należy mierzyć się miarą innych, bo każdy jest „swój” i to „swoje” trzeba odnaleźć, w to „swoje” zainwestować. Jeśli już chcemy się porównywać, to do dużo lepszych od nas. Po to, aby czerpać wzorce, inspiracje, wiedzieć, że zawsze jest dużo do zrobienia. Czasem mamy taką pokusę, aby myśleć, że jesteśmy w Polsce mistrzami świata i wszystko już osiągnęliśmy. Wtedy można zadać sobie pytanie: jak to zweryfikować? Można być przecież świetnym np. w szachy, grając w najważniejszych turniejach, a można być w domu, uważając że jest się mistrzem i nie ma już z kim grać. Wejście na globalny rynek, jest jak kubeł zimnej wody. Tam tych mistrzów jest naprawdę sporo - i dobrze! To taka moja osobista refleksja, że zawsze jest dużo do zrobienia, nigdy nie należy być z siebie w stu procentach zadowolonym, a najważniejszy jest wysiłek. Odpowiadając na pytanie, to taka moja rada dla młodych twórców - nie uciekajmy przed niedosytem.

Jest Pan nie tylko laureatem wielu prestiżowych nagród, ale też jurorem w licznych konkursach architektonicznych, w tym jurorem w konkursie Glass Design Award organizowanym przez Saint-Gobain Glass. Jak odnajduje się Pan w tej roli?

J.S.: Z dużą pokorą, z poczuciem pewnej misji, ale i wyróżnienia. Jest to ciężka praca. Należy te wszystkie materiały przejrzeć, przyswoić, przeanalizować. To duża odpowiedzialność. Jurorzy, którzy są w konkursie Saint-Gobain Glass, to tuzy polskiej architektury, najbardziej znamienite nazwiska, co podkreśla rangę samego wydarzenia. Myślę, że czuję się gotowy, żeby brać udział w konkursach jako juror, ale zawsze czuję też bardzo dużą pokorę i odpowiedzialność, także wobec pracy, którą wykonują młodsi twórcy, bo wiem z jakimi emocjami się to wiąże. Wiem, ile pracy trzeba włożyć, żeby wystartować w konkursie, więc z dużym szacunkiem podchodzę do tej roli.

Jak zachęciłby Pan do wzięcia udziału w konkursie Saint-Gobian Glass?

J.S.:  Jeżeli chodzi o konkurs Saint-Gobain Glass, to jest bardzo wiele czynników. Pierwszą rzeczą jest to, że w ogóle należy wyjść z cienia. Należy cały czas konfrontować się z otoczeniem, a nie ma lepszego miejsca niż tak prestiżowy konkurs, gdzie pula nagród jest równa 70 tys. zł, a w jury mamy tak znamienite nazwiska jak na przykład Przemo Łukasik, czy Marta Sękulska-Wrońska. Po drugie, dopiero widząc swoją pracę osadzoną w kontekście dokonań innych, zaczynamy nabierać bardziej obiektywnego doświadczenia dotyczącego wartości tego, co robimy. Wystartowanie w takim konkursie i zobaczenie, że wygraliśmy (albo przegraliśmy), jest sprawą bardzo kształcącą i przede wszystkim niesamowicie potrzebną w rozwoju. Jeszcze raz to podkreślę, jeżeli ktoś tworzy, ale nigdy nikt tego nie widział, bo nigdy z nikim tego nie skonfrontował, to ma iluzoryczne, na pewno nie obiektywne, mniemanie na swój temat. Takie doświadczenie bardzo mocno uczy pokory, ale i wartości ciężkiej pracy. Zdecydowanie warto brać udział w konkursach, właśnie po to, żeby spojrzeć poważnie na samego siebie i zadać sobie kilka istotnych pytań: po co tworzę, czy jestem w ogóle w stanie taki konkurs wygrać itp. To jest bardzo trudna lekcja życia i należy ją odebrać, a ten prestiżowy konkurs, będący poważnym wyzwaniem, jest świetną do tego okazją.

 

 

 

Więcej: https://www.saint-gobain-glass.pl/pl

 

REKLAMA:
REKLAMA:
REKLAMA: